Widujemy ją na ulicach, w biurach, w kawiarniach... Jest obecna wszem i wobec. Klasa, prostota i urok zamknięte w jednym - w Małej Czarnej.
Ten spektakularny efekt udało się osiągnąć ekscentrycznej projektantce, artystce swych czasów - Coco Chanel.
Przypomnijmy trochę tę fascynującą historię:
Lata powojenne. Zmieniają się zasady etykiety garderobianej. Znienawidzone gorsety zastępują swobodnie spływające bluzki. Kreatorzy stawiają na długie, luźne suknie z obniżoną talią, które z czasem odsłonią łydkę wywołując fale krytyki... Do tej rewolucji w dużej mierze przyczynia się Madame Chanel projektując w roku 1926 'Małą Czarną'. Ma to jednak głębsze podłoże: jej największa miłość, arystokrata Artur, ginie w wypadku samochodowym. I najprawdopodobniej to właśnie z żałoby po nim Coco otula się w czarną barwę - podobnież jak wcześniej robiły to wdowy po utracie bliskich na wskutek śmiercionośnej "hiszpanki". Jako że sama nie jest w stanie nosić żałoby, ubiera w czerń cały
świat. Wylansowaną sukienkę urozmaica biżuterią z taniego surowca zacierając doczesne statusy
społeczne.
W kolejnych dekadach Mała zostaje mocno promowana w kinie. Miliony zachwycają się Audrey Hepburn w roli nowojorskiej imprezowiczki ze "Śniadania u Tiffany'ego", gdzie występuje w kreacji autorstwa Domu Givenchy: